wtorek, 19 maja 2015

Tort ELMO. Po depresji. Na chillout'cie.

Ale Was przetrzymałam!  Ale nie wracam z byle czym, o nie :-)
Wymarzony synkowy tort Elmo. Taka sytuacja. 
Choć na kilka dni przed urodzinami Młody zmienił zdanie i zażyczył sobie Tomka lub ewentualnie Marshalla z Psiego patrolu, udało mi się go przekonać, że skoro już rok marudził o Elmo, to będzie Elmo, a Tomek i przyjaciele na następny rok. Lub Marshall. Nie wiem co trudniejsze, ale będę się martwić za rok :D

Tort dziergałam kilka dni. W czwartek biszkopty, w piątek wycinanki, przekładanki i główne zdobienie a w sobotę wykończenie, ratowanie Elmo bez głowy (tak, tak...) i wcinanie z apetytem.

Pierwsza wersja Elmo wyszła idealnie. Chłopina siedział aż miło, łapkami trzymał babeczkę ze świeczką i czekał na  gości. Niestety z każdą godziną łapał coraz większą depresję, mina mu zrzedła, i że tak powiem, zapadał się w sobie, by w końcu odpadła mu głowa i łapki! 
To są te chwile kiedy człowiek myśli po co w ogóle się decydował na zabawy w cukiernika  i po kiego grzyba nie zamówił tortu w cukierni... 
Na ratunek przybył do mnie Małż wtykając ile wlezie pałeczek do sushi w ciało nieboraka i nadziewając nań głowę :D Łapki przytwierdziłam do brzuszka bez szaleństw.
Trzymała się nieźle, a siedzącego Elmo na coraz większym chillout'cie już pominę :D

Tort gościom smakował, przetrwał do czasu ich przyjścia i Syna uszczęśliwił po kokardy :-)

To co, komu kawałeczek? 

Pozdrawiam

Kasia